W tym właśnie sęk, że Czas nie znosi, aby go zabijano. Gdybyś była z nim w dobrych stosunkach zrobiłby dla Ciebie z twoim zegarem wszystko, co byś tylko chciała.

Lewis Carroll "Alicja w Krainie Czarów"

Podróze

Uppsala, kwiecień 2009

Uppsala leży na północ od Sztokholmu. Gdzieś około 60 kilometrów na Północ. Wystarczyło to jednak, by po poprzednim dniu spędzonym na rowerze ze zdziwieniem przyglądać się leżącym jeszcze gdzieniegdzie sporym kupom śniegu. Miasto to ciągnęło mnie od dłuższego już czasu. Co takiego jest tam, co może zainteresować podróżnika? Może największa katedra w całej Skandynawii, może uniwersytet niewiele młodszy od naszej "Jagiellonki", a może legenda pierwszych władców z rodziny Ynglingów.

Katedra jest rzeczywiście duża. Jak wyczytałem w przewodniku, jej budowniczym przyświecał podobno jeden cel - udowodnić mieszkańcom Trondheim w Norwegii, że może powstać coś wspanialszego niż ich potężny kościół Nidarosdom. Choć na mój gust gdyby nie dwie wieże, które de facto zostały dobudowane w XIX wieku, byłaby bliźniaczo podobna do tej w Linköping, która zresztą też nie jest najmniejsza przecież. I tak samo ogołocona wewnątrz z wszelkiego bogactwa. Część z tego bogactwa znajduje się w katedralnym czteropiętrowym muzeum, w którym warto zwiedzić również... toalety. Położone są w tak ciekawym miejscu, że chcąc nie chcąc trzeba o nie zahaczyć.

Nawiązując do mojej notatki o bitwie pod Linköping wspomnieć trzeba, że w katedrze znajduje się kaplica poświęcona szwedzkiej królowej o swojsko brzmiącym nazwisku Katarzynie Jagiellonce i jej mężowi Janowi III Wazie. Sądząc z twarzy wyrzeźbionej na sarkofagu - ładna kobieta z niej była. No a mężulek zadbany. Ledwie się na sarkofag mieści.

Dookoła katedry stoją kamienie runiczne. W zeszłym roku ciężko mi było znaleźć w Östergötland chociaż kilka z nich, w tym nie powiem, doszedłem do niejakiej wprawy w szukaniu, ale tu proszę. Stoją sobie wolno i każdy z nich opisany, kto, dla kogo i dlaczego go wzniósł, a jest ich mnóstwo - druga seria stoi w parku pomiędzy muzeum Gustavianum, a budynkiem uniwersytetu. No po prostu kamieniarium pełen wypas.

Naprzeciw wejścia do katedry, w starym budynku uniwersytetu, znajduje się Muzeum Gustavianum. Można tam zobaczyć, miedzy innymi unikalnymi zabytkami związanymi przede wszystkim z historią uniwersytetu i nauki szwedzkiej, reprezentowanej przez takie postacie, jak Celsjusz czy Linneusz, świetnie zachowaną mumię egipską. No cóż, gdy w czasach rozkwitu archeologii wszystkie ówczesne mocarstwa przywoziły do swoich muzeów sarkofagi (też ich jest tu niemało, drewnianych, kamiennych, pięknie malowanych), mumie i inne ciekawe eksponaty z wykopalisk, czy to z Egiptu, czy z Grecji, Polska była pod zaborami. I nawet jak Polacy brali udział w jakichś pracach archeologicznych, to eksponaty trafiały później do muzeum w Londynie, Paryżu, Berlinie czy innym wolnym mieście. Muszę przyznać, ze mumia zrobiła na mnie większe nawet wrażenie niż słynna sala teatralna, w której przeprowadzano sekcje zwłok. Jeden z wiszących w muzeum obrazów przedstawiał tę salę pełną ludzi, a koło stołu "operacyjnego" siedział pies i czekał cierpliwie na swój udział w przedstawieniu. Był dobrze odżywiony.

Tuż za muzeum mieści się główny budynek uniwersytetu. Trzeba przyznać, ze urządzony jest ze smakiem i miło zapewne chodzi się na zajęcia do takiej szkoły. Mimo niedzieli wykłady odbywały się tak jak u nas. Widać i tutaj jest sporo studentów zaocznych.

Idąc w kierunku miasta warto zajrzeć do stojącego niedaleko katedry Helga Trefaldihets Kyrka. Wnętrze tego kościółka może zaskoczyć nie mniej niż wnętrze katedry. Warto obejrzeć między innymi malowidła naścienne. Kościół, mimo że gotycki, wystrojem przypomina mi romańskie kościoły w Östergötland.

Zabudowa miejska jest nowoczesna. Powiem nawet, że to Linköping bardziej kojarzy mi się z typowym szwedzkim miastem niż Uppsala. Idąc w kierunku rynku mijamy rzekę, na której właśnie rozgrywane są zawody kajakarskie, podejrzewam, ze dla Eskimosów, bo ta woda mogła mieć co najwyżej pięć stopni, a niejeden z uczestników pokazał kibicom dno kajaku. Dochodzimy do rynku, a potem oczom naszym ukazuje się potężny zamek...

A raczej jego fasada. Im bliżej zamku, tym mniej czaru zostaje i okazuje się, że została z niego tylko ta jedna ściana. W każdym bądź razie reżyserowie z Hollywood byliby zachwyceni. Zamkowe ogrody wraz z domem - pracownią Linneusza nie są może zbyt duże, ale prezentują się ciekawie, a pewnie jeszcze ciekawiej wyglądają późną wiosną i latem, kiedy już się trochę zazielenią. Z szańców rozciąga się widok na miasto i na katedrę. Stąd dopiero można ocenić jej rzeczywistą wielkość. Widać też stąd bibliotekę uniwersytecką, w której Kopernik postanowił ukryć swe najsłynniejsze dzieła przed wichrami wojen w Polsce. A raczej szwedzcy przyjaciele zdecydowali za niego. Jak to określili "z pomocą Bożą udało im się to wywieść z ogarniętego wojna Fromborka".

Gamla Uppsala położona jest już za miastem. Jedziemy tam dobre piętnaście minut mijając po drodze "charakterystyczną" dla tej części Europy świątynię - meczet. Wkrótce stoimy na podwalinach państwa szwedzkiego, u stop kurhanów, gdzie pochowany jest cały kwiat ówczesnego królestwa wikińskiego. Kurhany są cztery, z czego trzy ogrodzone, a jeden podobno jeszcze nie odkryty. Podobne kurhany w Wolinie rozkopali poszukiwacze złota w XIX wieku. Jak tym tutaj udało się pozostać nienaruszonym? Nie mam pojęcia. Długosz pisał, ze krakowskie kopce legendarnych kneziów Kraka i Wandy powstały na wzór tych z Uppsali, gdyż lud w ten sposób sypał mogiły swoim władcom. Można jednak odnieść wrażenie, że więcej wiemy o dziejach ludów północnych sprzed dziesiątego wieku niż naszych, słowiańskich. Może dlatego, ze Słowianie nigdy nie byli narodem wojennym i mniej było gęślarzy opisujących bohaterstwo słowiańskich wodzów. Słowianie woleli pisać wiersze i śpiewać pieśni. Chyba im tak zostało do tej pory.

W miejscu drewnianej pogańskiej świątyni wznosi się stara kamienna katedra, wielkości średniej europejskiej kaplicy templariuszy. W środku znajduje się między innymi tak stara jak kościół, wykonana z dębowej kłody, skrzynia na datki. W jedną ze ścian wmurowany jest grób Celsjusza. Podziwiam tych budowniczych, których konstrukcje z małymi zmianami potrafią przetrwać tyle lat. Być może skandynawski klimat im odpowiada, a być może pomógł brak spektakularnych wojen. Co ciekawe, w kościele znajduje się ubikacja i automat do kawy, które kontrastują trochę z nierównymi, pokrytymi starymi malunkami, kamiennymi ścianami. Duch cywilizacji dotarł do starej stolicy.

Inne relacje
Polska
Stajnia polskich jednośladów, sierpień 2021, Okolice Przedborza 2020-2021, Potęga Prasy 2008-2015, Jasna Góra, 2000-2009, Pomorze Zachodnie, sierpień 2008, Ochodzita 2007, Beskidy 2006, Oświęcim 2006, Niesulice 2006, Miejsca z delegacji 2000-2007, Sulechów 2005, Rewal 1998-2005, Karpacz 1993
Szwecja
Czekając na wiosnę 2019, Femundsmarka i Fulufjället 2016, Gränna 2012, Örebro 2012, Höga Kusten 2012, Szwecja 2011, Szwecja 2010, Uppsala, kwiecień 2009, Motala rowerem 2009, Östergötland 2009, All along the watchtower, Sztokholm, 12 lipca 2008, Dookoła jeziora Roxen, 19 lipca 2008, Ecopark Omberg, 5 lipca 2008, Vadstena, 21 czerwca 2008, Ekenäs Slott 10-11 maj 2008, Östergotland 2008
Inne
Pijana wiśnia, czyli Lwów po latach, grudzień 2018, Stuttgart wiosenny i gorący, czerwiec 2015, Der "Schwäbische Grand Canyon", czerwiec 2015, Stuttgarckie Winnnice, czerwiec 2015, Jezioro Bodeńskie, maj 2015, Kopenhaga, wrzesień 2012, Tallin, wrzesień 2011, Wiedeń, sierpień 2011, Turku, czerwiec 2010, Ukraina, marzec 2010, Lviv, styczeń 2010, Ukraina zachodnia, październik 2009, Lwów, wrzesień 2009, Helsinki 2009, Litwa, maj 2008, Wiedeń i Morawy 2006, Ahlbeck 2003